niedziela, 15 lipca 2012

Chapter Seven


Usłyszałam zgrzyt butelki. Mam nadzieję, że to był tylko zły sen. Nadal na pewno jestem w niewoli. Tam gdzie zaczęło się prawdziwe życie. Gdzie przeżywałam wszystko, gdzie zaczęły się wszystkie moje problemy. Tam gdzie byłam bita, poniewierana przez innych. A jeśli chodzi o wyśmianie? Tez było. Wyśmiewali moje wady, ale żadne, no żaden nie powiedział o zaletach.
Westchnęłam cichutko.
Nie chciało mi się jeszcze otwierać oczu. Każdy skrawek ciała mnie bolał, a najbardziej przeszywał bólem kark, który posyłał impuls po całym kręgosłupie. Codziennie to samo. Żadnego solidnego odpoczynku. A wszystkie kości przeszywa ból, niewyobrażalny. Nie można go określić.
Pomasowałam sobie kark, aby nie bolało mnie tak. Z moich ramion coś spadło. Szorstkiego, ale ciepłego. Otworzyłam leniwie powieki. Mrugnęła parę razy nimi, aby widzieć wyraźniej obraz. Siedziałam na deskach kajuty? Okryta kocem.
Chwila czy to nie jest sen?! Tylko nie to. Dlaczego moje życie nie jest snem. No dlaczego?! Nie było by tyle cierpienia. Nie patrzała bym tez na innych ludzi cierpienie. Nie było by tak trudno to robić. Żyło by się o wiele inaczej.
Nie przypominam tez sobie, aby skądś wzięła koc i nim się przykryła. Uniosłam głowę i napotkałam bruneta siedzącego za biurkiem wpatrującego się w pergamin, obliczał coś? Nie zazdroszczę im. Nawet piraci mają ciężka robotę, ale on chce znaleźć to co inni. Nie będę łaskawa dla niego. Nie dam mu odnaleźć skarbu. Ziewnęłam cicho, aby nie usłyszał. Wpatrywałam się w niego śpiąco. Byłam nadal zmęczona? Nie powinnam.
Jego wzrok był skupiony na pergaminie. Nie wstawałam bo nie miałam po co. Przykryłam się szczelniej kocem. Przez okno wpadały pierwsze promienie słoneczne. Dopiero świata? Wczesna jest godzina, nie ma co. Co ja będę tu w ogóle robiła? Najpierw będę musiała po kolei wymyślać krok po kroku swoje postępy. Łatwo od nich nie da się uciec.
Plan ucieczki muszę obmyślić jak najszybciej. Inaczej się nie da. Prawo ich ściga, będzie przez długie lata ścigać. Nikt im nie odpuści to co robią. Rabują, okradają statki królewskie, zabijają floty. Niszczą je gdy spotykają na swojej drodze. Nie rozumiem tego, jak oni mogą tak zabijać ludzi? Nie obchodzi ich ludzkie życie. Tylko jedno ich obchodzi, by wszyscy inni oddali im bogactwa.
Wiedziałam co musze robić, ale… Nie to mi się nie uda. Wszystko potrafię. Ale ilu ich jest? Nie znam ich konkretne liczby. Widziałam tylko tylu co przychodziło na obiad. A tak naprawdę ilu ich jest? Tu trzeba wszystko dokładnie przemyśleć. Nie może być to tak rachu ciachu. Zacisnęłam dłonie na kocu.
Nienawidzę tej bezsilności - pomyślałam - Zawsze na mnie wszystko spada. Jestem zdana na własna rękę.
-Wstałaś. - usłyszałam głos. - Dlaczego nie w łóżku ?
-Nie mam zamiaru spać w twoim łóżku.
-Wcześniej jakoś nie miałaś sprzeciwu.
Prychnęłam cicho, aby nie usłyszał. Uniosłam na niego swoje oczy. Wpatrywał się we mnie. Spojrzałam na jego biurko. Stała na nim moja skrzynka z wygrawerowaną czaszką i ozdobiona drogimi kamieniami. Jak oni śmią brać moje rzeczy?  Przecież piraci mogą wszystko, takie maja pieprzone prawo. Podchodził w moją stronę i ukucnął naprzeciwko mnie. Wzrok miałam wbity w niego. Chciałam odwrócić głowę, ale złapał mnie mocno za podbródek. Patrzałam na niego nie odzywając się.
-Powiedz gdzie ona jest.
-Chrzań się! - podniosłam głos.
-Nie powiesz?
-Nie mam zamiaru mówić tego tobie i innym piratom. Nie zasłużyliście na to. A to nie jest dla was. I nie przekaże wam tej mapy. - powiedziałam. Ścisnął mocniej mój podbródek. Miałam dosyć, on za dużo sobie pozwala. Plunęłam mu w twarz. Wytarł. Patrzał na mnie, nie obchodzi mnie co ze mną zrobi, ale na pewno nie dam mu tej mapy. Może sobie ją wyśnić. Chwycił mnie mocno za przed ramię i pociągnął. Wstałam na równe nogi. Miałam na sobie podarta sukienkę, którą wczoraj założyłam. Popatrzałam na skrzynkę ostatni raz, czaszka na wierzchu zabłysła szkarłatem. Mam nadzieję, że on tego nie zauważył. Wyszliśmy. Podmuch wiatru dmuchnął mi w twarz. Na pokładzie byli wszyscy piraci. Patrzałam na nich zimno.
-To teraz będziesz grzeczna i powiesz mi?
-Gdybym miała ta mapę wsadziła bym ci ja głęboko! - fuknęła na niego. Ścisnął mi przedramię mocniej. I myślał, że to coś mu da? Był w błędzie, byłam gorzej traktowana niż teraz. - To ci nic nie da. Byłam o wiele gorzej traktowana. - powiedziałam.  Wszyscy się na nas patrzeli, nie mieli co do roboty jak się patrzeć.
-Słuchaj.. - powiedział - nie mam zamiaru się z tobą cackać, wiec mi powiedz gdzie trzymasz ta mapę!
-Nie. - odpowiedziałam stanowczo.
-Cóż jak tak chcesz pogrywać, to dam ci robotę. - mówił. Ktoś mu podał wiadro i wszystkie szczotki. - Proszę.
-I ty myślisz, że ja ruszę ten pokład? - kiwnął głową - Nigdy! - fuknęłam na niego. Patrzał niewzruszonym wzrokiem.
-Jak nie, to… - zaczął - spędzisz z nimi noce. - spojrzałam na piratów, którzy uśmiechali się szeroko. Odgarnęłam włosy do tyłu. Wiaterek bawił się końcówkami włosów. Chwyciłam od niego wiadro, delikatnie przetarłam jego palce. Spojrzałam w jego oczy.
-Niech cię diabeł pochłonie! - fuknęłam. Odchodziłam od niego. Czułam na sobie wszystkich wzroki. I ja mam teraz żyć z piratami? O nie! Nie ma takiej mowy. Nie przesiedzę tu dłużej niż dwa dni. On myśli, że będę to robiła długo? To chyba się myli. Jeszcze miałam krótką spódniczkę. Wyrzuciłam wszystkie sprzęt na pokład. Pokładem kołysało, aż robiło mi się nie dobrze. Zaczęłam sprzątać ich pokład. Piraci już od początku denerwowali mnie. Gdzie zmyłam to chodzili, ale nie przejmowałam się tym. Musieli mieć tu dużo imprez skoro tyle plam od rumu… Nie sądzę by najgroźniejszy Uchiha był do takich imprez przekonany. Poczułam ból na prawej dłoni, zauważyłam na niej czarny but. Pokręcił. Chciał abym zapiszczała? To się mylił. Nie patrzałam w górę. Przede mną wylądowała skrzynka ozdobiona klejnotami, na środku była czaszka.
-Otwórz. - usłyszałam rozkaz. Wiedziałam, że on posunie się do wszystkiego by zobaczyć co jest w środku. Najważniejsze dla niego był skarb nic innego.
-Nie - nacisnął mocniej moją dłoń. - To nie należy do ciebie. - wyswobodziłam swoją rękę i wstałam. Patrzałam na niego wściekle. - A jak nie należy do ciebie to nie dotykaj cudzych rzeczy. - odeszłam i przez burtę wylałam brudna wodę. Postawiłam na pokład puste wiadro.
-Kapitanie.. - nie patrzałam na nich, tylko na swoją zaczerwieniona dłoń. Mówiłam, że on ma uczucia? Wątpię. Już nie ma, Itachi Uchiha to podła świnia. Po co mnie wykupił? Żeby znowu byłam w niewoli? Tak on to widzi. Ale nie wie jeszcze, że to ja jestem mapą. - Ona nam nie ulegnie. Może w jakiś inny sposób zdobędziemy ta mapę, a ją zabijemy? - zapytał pewnie. Lekko spojrzałam na nich.
-Jak chcecie proszę bardzo, ale wtedy mapa zniknie razem ze mną. - uśmiechnęłam się. Popatrzałam na horyzont. Przymknęłam powieki by rozkoszować się morskim powietrzem. Wiatr zawiał silniej i poszarpał włosy na wszystkie strony. Zacisnęłam mocniej dłonie w pięści. Morska fala uderzyła we mnie, a ja nic. Nawet się nie poruszyłam. Byłam silna o czym naprawdę nie wiedzieli…
-Niby z tobą ma zginąć to mapa? To śmieszne! - powiedział jeden z nich. Nie obracałam się. Poczułam na plecach miecz. Jakoś mnie to nie zdziwiło u nich. Jeśli zabili moja przyjaciółkę to czemu nie mnie? Mogli. A nie zabraniałam im. Kiedyś już ktoś próbował zabić i nic jakoś z tego nie wyszło… Przy sobie zauważyłam na ziemi pewien miecz wbity, rękojeść była ze srebra, a na niej wygrawerowana róża. Nie możliwe?! Czyżby to była załoga mojego dziadka? Ten miecz wygląda na jego własność?! Jakoś dziwnie wyglądał. Taki stary, czy oni go nie wyjmowali?
-No pchnij. Mi nie zależy! - powiedziałam. Nacisnął mocniej, nawet nie zapiszczałam a wiedziałam, że przeciął mój materiał wraz z skóra. Czułam na sobie wzroki załogi. A w szczególności Jego! Dotknęłam delikatnie rękojeści miecza dziadka. Poczułam jakiś dziwny impuls, jakby mówiło mi, abym go wyciągnęła. Pośpieszyła się i zaczęła walkę. - Nie dotykaj tego, to należało kiedyś… - nie dokończył, ktoś go walnął.
-Głupi jesteś! Nie mów tego. - teraz już wiedziałam o co im chodzi. Czyli jednak należało do kapitana Barboso. Pięknie… i co dziadku? Po co wbiłeś ten miecz? Czy oni nie potrafią go wyciągnąć? Jest wbity tak i tu tkwi? Wcześniej go nie zobaczyłam, dziwne.  Zacisnęłam dłoń w pięść. Nie mogę nadal zrozumieć czemu dał mi tą klątwę. To nie jest dar lecz klątwa. - Ona nie musi wiedzieć. Jest zwykłą kobietą i w dodatku nic nie wartą. Ma tylko wskazać drogę. - wyjął pistolet i wcelował we mnie. Był na proch, więc rany robiły się naprawdę paskudne. Byłam już raz postrzelona i wyszłam z tego. Drugi strzał nic mi nie zrobi.. Patrzałam tylko na niego, jakoś nie robiłam sobie z tego różnicy. Musiałam się do tego przyzwyczaić.
-Czemu nie strzelisz? No strzelaj! Mi naprawdę nie zależy - widziałam jak wszyscy się patrzą. Karmazynowy kruk także się patrzał. Nie wiedziałam o co im chodzi. Byłam do tego przygotowywana. Nie mogli mnie tym przestraszyć. - Śmierć jest niczym ukojenie! No strzelaj do cholery!! Jestem do tego przygotowana od paru lat. Byłam już postrzelona i prawie zgwałcona. Więc co cię powstrzymuje? - zapytałam pewna siebie. Patrzałam w jego małe czarne oczy. A skóra była koloru niebieskiego. Podchodziłam do niego i stanęłam blisko patrząc na niego. - Może i jestem kobietą, ale wysłana specjalnie w niewolą by właśnie się do tego przygotować. By do was się przygotować. Nie z byle powodu tkwiłam siedem lat i służyłam. Teraz wiem już dlaczego, bo będę tkwiła z kanaliami! - powiedziałam głośniej. Odchodziłam. Nie chciałam mieć z nimi już nic wspólnego. Szłam po woli. Czułam na sobie ich wzroki. Chciałam znaleźć się tylko pod pokładem.
-Te oczy… - powiedział mężczyzna. - Podobne do…
-Przymknij się. Wiesz, ze jego duch wciąż krąży wokół nas. Nie opuścił swojej załogi. Chce doprowadzić to do końca. Dobrze o tym wiesz. Nie mamy prawa wymówić Jego imienia, wtedy się pojawi. Choć czuję, że niedługo i tak się zjawi. - powiedział. Nie zwracałam na to uwagi. Chciałam tylko coś przekąsić. Nawet małego owoca, ale żeby coś było. I miałam choć trochę siły. Schodziłam po schodach w dół i przemierzałam drewniany korytarz. Usłyszałam ciche jęki dochodzące z na przeciwka, gdzie znajdowały się duże drewniane hebanowe drzwi. Wszystko jakoś przeoczyłam wcześniej niż mogłam sobie wyobrazić. Że byłam tu i niczego nie zobaczyłam. Weszłam do pomieszczenia, która była kuchnią. Widziałam śpiącą papugę na krześle. Nie interesowałam się ją. Wlałam sobie czystej wody i wypiłam zawartość w  kubku.
Moje przeczucia nigdy się nie mylą.  Teraz chcę być pewna wszystkiego. Nie lubię być na morzu raz już byłam i nie skończyło to się dobrze. Pamiętam tą sytuację, u innego pirata gdy byłam. Próbował mnie wziąć bo mu się podobałam. A tak nie miało być. Gdy nadarzyła się okazja zwiałam. Wiem, że ten bydlak mnie szuka, ale nie mam zamiaru się z nim zmierzyć.
A czy ja mam naprawdę podobne oczy do dziadka? Takie stanowcze i pewne siebie? Nie możliwe. Nie znałam go prawie wcale. Dał mi te rzeczy, ale musi być coś o co mu konkretnie chodzi. Babcia powiedziała, że chce bym została kapitanem statku pirackiego. Tyle, że nie pragnę tego. Nie potrafiłabym być kapitanem pirackiego statku. Tam trzeba być zimnym i bezwzględnym a ja taka nie jestem. Musiałabym się wyszkolić u pirata. Chwila… Tu o to chodzi czyż nie?
Wstałam szybko z krzesła. Wyszłam i przystanęłam na korytarzu. To o to właśnie dziadkowi chodzi. Miałam trafić w ręce jego załogi i najlepszego kapitana? Nie możliwe. Itachi Uchiha jest najlepszym kapitanem ze wszystkich? Dlaczego właśnie tu trafiłam? Może jemu mam przekazać mapę?! Nie pokaże nikomu dopóki nie dowiem się komu tak naprawdę miałam ją przekazać. Powinnam się skupić, a nie wygadywać głupoty. Wyszłam na pokład. Zauważyłam, że piraci się o coś kłócą. Najwyżej dwóch. Nie widziałam jedynie ich kapitana. Nie spojrzeli na mnie. Stanęłam przy burcie i wpatrywałam się w horyzont, na którym nie zauważyłam żadnego statku. Czy powinnam mu powiedzieć czy też nie? Brzmiało by to tak Nie mogę ci przekazać mapy, bo ja nią jestem.  Nie mogłabym mu o tym powiedzieć. Było by to wbrew moim zasadą. Chciałabym aby nikt nie dowiedział się kim naprawdę jestem.
Czułam ciepły oddech na szyi i uchu. Świetnie i kto teraz się przyplątał? Obróciłam się. Przede mną stał brunet, w dłoni trzymał jakiś gruby sznur. Nie wiedziałam po co mu on. Nie interesowało mnie to.
-Jak będzie?
-Nie powiem. - odpowiedziałam. On nie czekał długo. Rozwinął gruby sznur i oplątał go dwa razy wokół mojej tali nie wiedziałam o co teraz chodzi. Co on chce zrobić? Przecież to pirat, wiec czego mogę się spodziewać? Niczego dobrego. Zawiązał mocno. Zabolało. Przegryzłam wargę, aż poczułam na brodzie ciecz lecącą. Zawiązał blisko burty sznur.
-Twoja strata.  - popchnął mnie. Spadałam do wody, ale szarpnęło. Usłyszałam gruchot. Żebro mogło mi się połamać, a bolało. Teraz to jakoś będę musiała sobie nastawić. Nie będę miała wyboru jak tu zwisać. Nic i tak przez to nie osiągnie. Popatrzałam na górę, stał tam przez chwilę i odszedł. Fale obmywały mnie za każdym razem gdy pojawiała się większa. Zimna była, prawie jak lód. Takie zwieszanie mnie wykończy. Każda fala byłą coraz większa, a gdy o mnie się obijała to ja jeszcze uderzałam o statek. Wszystko zaczęło mnie boleć. Trzymałam się dwoma rękami by nie chwiać się aż tak mocno. Choć sił miałam coraz mniej.
Westchnęłam.
Teraz tak będzie wyglądać moje życie? Torturowana będę przez pirata by powiedzieć o mapie. No proszę życie na jeszcze gorsze się zmieniło. Nie będę chyba nigdy szczęśliwa. Raczej będę w gorszym stanie niż zazwyczaj. Trzeba będzie się trzymać, by nie miał mnie za słabą. On myśli tak samo jak inni z pewnością, że kobieta jest słaba i nic nie potrafi zrobić. To są tylko pogłoski. Jeszcze nie znają kobiet, która postawi na swoim i zrobi za wszelką cenę by postawić na swoim.
-Kapitanie! - nie usłyszałam odzewu - Może już dosyć. Ona tam zmarznie. - usłyszałam tupanie męskich butów. Trzymałam się grubej liny. Jakoś nie było mi do śmiechu, ale i tak nie powiem. Niech idą do diabła. Szybciej bym zdechła z głodu. Uniosłam głowę do góry. Na jego ustach widziałam nikły uśmiech, który mówił wiele. O jego satysfakcji. Nie wiedziałam czemu taką frajdę mu to sprawiało. Powróciłam wzrokiem na horyzont. Znowu następne fale obmywały mnie. Wyplułam z ust wodę.
Przymknęłam powieki.
Zawiał wiatr, na moim ciele powstałą gęsia skórka. Robiło mi się zimno. Tylko, że nikomu nic nie powiem. Powinnam raczej myśleć o tym jak stąd uciec, ale czy mi się uda? Nie mam bladego pojęcia. Trzeba będzie próbować tyle razy ile będę mogła.
Otworzyłam powieki.
Patrzałam na taflę wody. Za każdą większa falę byłam obmywana. Delfiny skalały za każdym razem. Wyglądało ładnie. Nie chciałam już się spojrzeć na Niego. Piraci to świnie i nie zmienię zdania. Tak samo mężczyźni. O nich nigdy nie zmienię zdania.
-Powiesz? - zapytał głośno, abym go usłyszała. Nie powiedziałam nic. Nie powiem mu. Niech o tym wie. Może mnie zmuszać, ale żadne środki nie będą takie bym mu powiedziała o tym gdzie i w jakim miejscu znajduje się mapa. - Jak chcesz dłużej zostać to proszę bardzo. Radzę ci powiedzieć inaczej będziesz wisiała tutaj bardzo długo. - odszedł. Szatan wcielony. Powinnam mu powiedzieć, ale i tak by nie uwierzył, że ja jestem mapą. Przez taki głupi skrawek mapy zginęła moja przyjaciółka. I co ja mogę zrobić? Nic. Czekać aż znajdę się u góry i przyłożę mu. Choć sądzę, że mnie powstrzyma. Nie pokazywał tego kim naprawdę jest…
Moje siły były coraz mniejsze. Dłonie już się trzęsły. Nie miałam już na nic siły. Nawet na myślenie. Głowę oparłam na linie i przymknęłam powieki by ukoić ból w okolicy brzucha. Tam będę miała paskudną ranę, gdyż zawiązał mi mocno i ocierało się. Kosmyki włosów przyklejały mi się do twarzy, tak samo jak ubrania. Już byłam całkiem przemoknięta i bez silna. Dłonie lekko trzymały się. Próbowałam powstrzymać wszystko by nie zemdleć. Wiedziałam, że on cały czas do mnie zagląda lub ktoś inny by sprawdzić czy zemdlałam? Czy jak? Bo sama nie rozumiem. Na pewno się nie martwi. Poczułam jak moje ręce już odmawiają posłuszeństwa. Puściłam się i opadłam do tyłu wyginając się w łuk. Fale obmywały mnie przez cały cza. Jeszcze kojarzyłam co i jak, ale wszystko po woli dopływało w inny świat.
Poczułam jak zostałam ciągnięta. Po chwili upadłam na pokład. Obrócili mnie na plecy. Cicho jęknęłam. Czułam jeszcze wszystko, a w szczególności żebro, które złamało się. Muszę sama je jakoś naprawiać. Tylko jak? Nie jestem lekarzem by wiedzieć o tym… Odwiązali mi sznur i pociągnęli. Czułam jak z rany spływała mi ciepła ciecz. Otworzyłam powieki delikatnie. Przy mnie kucał Itachi i wpatrywał się.
-Silna - wyszeptał. Myślał, ze już zemdlałam? Myli się nie jestem aż taka słaba. Mam jeszcze w sobie siłę o której on nie wie. I nie dowie się przez długi czas. Żyj tu teraz z piratem. Nie chcę. Nie mogę żyć jak od urodzenia do dziesiątego roku życia przed porwaniem. Tak było by lepiej. Była bym wrażliwa na wszystko. Choć teraz i tak jestem.
-Krwawi. - powiedział jeden z nich. Nie przejmowałam się tym. Zaczęło mi się kręcić w głowie i zemdlałam. Byłam już w całkiem innym świecie. Nie było tam nikogo tylko ja sama. Już niczego do szczęścia w nim nie potrzebowałam. Tylko ja i moje wspomnienia.


 

7 komentarzy:

  1. Pięknie piszesz,masz talent.Już czekam na następną notke.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super notka.... Bedziesz może dalej prowadzić tego bloga ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak będę go prowadziła. jestem w trakcie pisania ;)

      Usuń
    2. Genialny :) czekam na dalsze notki :) i bardzo proszę żeby były szybko bo mnie zaciekawiłaś :)

      Usuń
  3. Kiedy dodasz następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki fajny blog szkoda że go porzuciłaś :(

    OdpowiedzUsuń