niedziela, 15 lipca 2012

Chapter Six


Patrzałam na ludzi, który uciekali w popłochu. Byli wystraszeni tym co się dzieje. Ale kto atakuje teraz? Tak późno, gdy wszyscy śpią. Ojciec pijany. Nikt nic nie wskóra pod fazą. Wszyscy będą uciekali. Słyszałam strzały armat jak i innych rzeczy zbrojnych. Nie wiedziałam czemu, ale sądziłam, że to Oni.
Jakby to byli właśnie Oni było by źle. Już na pewno wiedzieli by, że właśnie mam to czego szukają. A dowiedzieć się nie mogą. Chowałam to przez tyle lat, że teraz nie ma mowy aby mnie dostali. Mogą jedynie sobie pomarzyć o tym wszystkim. Potykałam się o sukienkę. Dosłownie miałam jej dosyć. Tak nie da się uciekać przed Nimi. Niedaleko leżała szpada. Chwyciłam ja i przecięłam sobie wokół, w połowie ud. Wyrzuciłam szpadę i materiał. Nie były mi potrzebne, chodź mogłam walczyć, ale nie ma mowy by im pokazać co potrafię. Stanęłam w porcie koło jednego statku. Kto by się spodziewał że w gwiaździstą noc zaatakują!
Poczułam na oczach opaskę? Nie, tylko nie to! Szarpałam się, ale chwycili za nadgarstki. Wygięli. Pisnęłam cicho. Niech nie myślą, że tak łatwo się poddam. Wiedzą o mapie, ale czy wiedzą kto ją ma? Lub gdzie jest! Nie wiedziałam gdzie płyniemy… Skąd mogłam to wiedzieć jak nic nie widziałam. Opaska lekko mi się osunęła z jednego oka. Teraz mogłam trochę zobaczyć. Nie, możliwe! Ten statek to…
Cholera. Płynęłam z Nimi wcześniej. – pomyślałam. – Musze się jakoś wymigać od posiadania mapy.
Poczułam dłonie na brzuchu i znalazłam się na barku mężczyzny? Co za chamstwo! Nie mają szacunku! Przymknęłam powieki. Oby się myliła co do tego. Wydawał być miły i sympatyczny ich kapitan, a tu by było takie coś? Nie, to mi się zdaje. On mnie dotykał!! Nienawidzę dotyku zdrajcy…
Stanęłam na równe nogi.
Taka ważna jest dla nich ta mapa? To skrawek bezużytecznego papieru, który prowadzi jedynie do bogactwa.. Dla nich nie jest taki bezużyteczny, a raczej to ja nie jestem bezużyteczna. Oni o tym nie wiedzą i zrobimy tak, aby się nikt nie dowiedział! Nie znają prawdziwego pochodzenia mapy, i się nie dowiedzą.
-Zaraz przyjdzie kapitan. Porozmawiacie sobie. – zaśmiał się gardłowo. Milczałam, nie miałam im nic do powiedzenia. Nic się nie dowiedzą, nawet jakby prosili mnie na kolanach. Chodź to nie możliwe… Uśmiechnęłam się lekko z własnych myśli. Jedynie z tego się mogłam uśmiechać, bo z innych nie mam pomysłów. Teraz miałam o nich myśli, jak na kolanach błagają o mapę.
-A tej co do śmiechu?! – fuknął jeden.
-Zaraz ten uśmieszek zniknie – zaśmiał się drugi glos perfidnie, znałam go. Poczułam szarpnięcie za włosy do tyłu. Nie broniłam się, chciałam zachować pozory niewiniątka.  Nie dowiedzą się, że zadarni z wnuczką „Krwawego Bartosa”. Upadłam z hukiem na pokład. Chcą mapę, a tak niewiele wiedzą. Przetarłam sobie prawą stronę ręki. Krew lekko ciekła, wymacałam delikatnie ranę. Syknęłam. Poczułam na dłoni ciepłą ciecz. Zacisnęłam mocno dłonie.
-Myślicie, że kim wy jesteście?! - fuknęłam.  Zdjęłam sobie materiał z oczu zakrwawiona dłonią. Wyrzuciłam w bok. I po co się odzywałam? Zawsze musze mieć swoje trzy grosze.
-Piratami! – zaśmieli się. Słyszałam tupanie butami. Czyżby szedł ich kapitan? Wszystko ustało w jednej chwili, a może się zdaje? Przymknęłam powieki. Wpatrywałam się w deski pokładu. Był brudny, wszędzie były plamy po rumie. Obrzydlistwo!
-Co wy robicie? Gdzie ta dziewczyna? – usłyszałam zimy głos. Bardzo mi znany. Silna dłoń zacisnęła się na przedramieniu. Pociągnął mnie i pchnął do przodu. Jakoś nie bałam się stawić czoła największemu Korsarzu na wszelkich wodach. Wpatrywałam się w czarne buty ze skóry.
Przymknęłam powieki.
Czułam jego wzrok na sobie. Zawiał wiatr, który pobawił się kaskadą włosów. Uniosłam głowę. Popatrzałam się na kapitana, który nie wyrażał żadnych emocji. Miał na sobie czerwony kapitański płaszcz. Czarna poszarpaną bluzkę i spodnie z szarym paskiem. Nie myślałam, że będzie stal tak niewzruszony tym wszystkim.
-Witaj. – nie odezwałam się. – chyba musze ci się przedstawić. Wcześniej nie było sposobności. – mówił. Jakoś nie miałam ochoty tego słuchać. Lekko się odchylił się i ukłonił z kpiną. – Itachi Uchiha. Do panienki usług. – każdy się zaśmiał na statku. Tak sobie lubisz pogrywać. Kobiety dla ciebie nic nie znaczą. Nie, opanuj się. Bądź taka za jaką ciebie ma, nie wywyższaj się. -Ty masz mapę, Sakura? – zapytał zimno.
-Jaką mapę? – zapytałam wprost. Trzeba udać pozory. On popatrzał na innych. Odsunęli się o krok. Sądzili że popełnili błąd? Nie prawda, nie popełnili. Ale nie powiem nikomu, nawet jakby mieli mnie torturować. – A te mapę, nie, nie mam już jej. – powiedziałam.
-Dawaj ją. Wiem, że ją masz. – wyciągnął rękę, abym mu dala mapę. Więc nie wiedzieli czym jest tak naprawdę mapa. Skrawek papieru chcą, a go wcale nie ma. On go będzie chciał.
-Nie mam. – rekami mnie poganiał. – Czy do ciebie docierają moje słowa? Nie mam. – pokazał ręka. Usłyszałam pisk dziewczyny.
-Zostawcie mnie. Nie macie prawa! – usłyszałam znajomy głos. – Wy podłe gnidy, kanalie. Wy nie wiecie kim ja jestem!
-Owszem wiemy. Przyjaciółką dziewczyny, która ma mapę. – mówił blondyn. Spojrzałam się na dziewczynę, odwracając się plecami do bruneta. Bałam się go trochę, ale w takim momencie co mogłam zrobić. Chce ją uratować, ale jak? Oni ja trzymają. Nie mam w jaki sposób jej pomóc. Wybacz mi Hinata. Ona popatrzała przed siebie.
-Sakura… - powiedziała delikatnie. Czułam na karku ciepły oddech.
-To może mała transakcja? Ta dziewczyna w zamian za mapę. – mówił. Patrzałam na dziewczynę. Nie mogłam dopuścić do tego by zginęła. Wybacz ale nie dam im tego czego chcą.
-No do cholery Sakura! Daj im ta cholerna mapę skarbów! – krzyczała. Dać, ale wtedy to ja musze  z nimi płynąć. Tego nie chcę. Z piratami nie chce mieć nic wspólnego. Oni by mnie wprowadzili tam gdzie nie powinnam być. To była by dla mnie przepaść.
-Dać im? – pytałam siebie. – Tyle, ze problem, ze nie mam jej. – powiedziałam. Itachi pokazał ręka. A jeden z nich przystawił broń do skroni Hiaty. Oni ją zabija. Zabiją ją! Nie chcę nawet na to patrzeć, ale musiałam. Nie dowiedzą się o skarbie jaki dał mi do przechowania dziadek. Przymknęłam powieki.
Przepraszam cię. Wiem, ze nie powinnam oddawać im twojego życia. Tak będzie najlepiej. Powinnam cię uratować z tych brudnych łap, ale raczej nie będzie tak łatwo. Tyle, że nie wiem co zrobić. Nie umiem myśleć po piracku. Nie będę potrafiła. Pomyślałam dogłębnie. Nie wiedziałam co mam teraz robić. Brunet pstryknął palcami. Strzał! Poczułam ciepłą ciecz na policzku. Spojrzałam przed siebie. Huk! Hinata miała otwarte oczy. Takie puste. Czerwona ciecz brudziła pokład. Nie sądziłam, że to zrobią. Ukucnęłam przy Hinacie i zamknęłam jej oczy.
-Wybacz mi - wyszeptałam. Wyprostowałam się i stałam blisko burty. Nie było żadnej fali, wszystko było spokojne. Potrafiłam dobrze pływać. Lecz oni nie znają mnie dobrze. I nie poznają. Popatrzałam na bruneta. - To był twój przetarg. A o mapie możesz sobie wyśnić! - podniosłam głos. Skoczyłam za burtę. Zanurzyłam się w wodzie. Mam nadzieję, ze pomyślą, ze nie potrafię pływać. Przepływałam pod wodą do ich statku. Tak by nie zauważyli by żyję. Wynurzyłam się blisko jednego z okien armatowych. Wskoczyłam na nie.
-Przeszukać cały ląd! Ona ma się tutaj z powrotem znaleźć. Musimy znaleźć tą mapę. - mówił. Popatrzałam na wodę, która byłą dość czysta. Widziałam swoje odbicie. Sądziłam, ze mnie nikt nie zauważy. I to było pewne, ale musze się dostać o wiele później na lad od nich. - I pozbyć mi się tego ciała. Nie chcę tej gnidy widzieć więcej na oczy. - powiedział. Usłyszałam jego kroki i plusk wody, jakby stu pięćdziesięciu kilogramowy beton spadł.
Westchnęłam.
Zobaczyłam u góry cień i szybko schowałam część ciała by ten ktoś nie zauważył, ze właśnie jestem blisko tego kogoś. Nie było księżyca, był nów. Co oznaczało, ze w te dni może zawsze coś się nieoczekiwanego stać. Nie lubiłam nowiu, bo zawsze mówiło: Strzeż się „ciemności”! Tylko jakiej ciemności… Mogą być różne. A ciemność najczęściej uważałam zło. Tak jak jego! Tyrana z siedmiu mórz.  A może więcej, już sama nie kojarzyłam tego wszystkiego. On był krwiożerczy, wszystko niszczył co napotkał na swojej drodze. To czemu oszczędził mnie?
-To jedyna nadzieja, i tak trzeba szukać - usłyszałam cichy szept.
Niczego więcej nie słyszałam. Jedynie szum wiatru, który suszył mi skórę, włosy wraz z ubraniami. Miałam nadzieję, że wszystko skończy się w mgnieniu oka. Będę mogła odejść. Poświeciłam najlepszą przyjaciółkę dla dobra mapy?  Kiedyś bym tego nie zrobiła, a teraz? Przez te siedem lat dojrzałam i wiem co jest najlepsze dla mnie i dla innych. Nie mogą znaleźć tej mapy, a mapa nie powinna znaleźć ich. Tylko na to jest już za późno.
Zostałam sama na tym świecie. Rodzice się zmienili. Nie są jak kiedyś. To ich wszystko zmieniło. A mnie wystawiono na próbę? Babcia wszystko wyznała, że to zrobili oni. To porwanie. A czy Jego też miałam spotkać? Tego właśnie nie wiem. Z pewnością nie, to był przypadek przy pracy. Popatrzałam w ocean. Cóż trzeba wejść na pokąd i się stąd wydostać. Zniknąć z powierzchni ziemi, lecz trzeba się wrócić po spadek po dziadku…
Złapałam się jakiejś liny, która opadła  wcześniej. Wciągnęłam się na pokąd. Nikogo nie było. Jedynie gwiazdy oświetlały wszystko, dostrzegłam zarysy wyspy. Tam na pewno rozgrywa się teraz walka o wolność, lub przetrwanie. Słyszałam przygłuche krzyki ludzi. Musieli ich atakować, a co najgorsze.. mogli gwałcić kobiety, które nie miały gdzie uciec. Patrzałam na ciemną ciecz, która lekko parowała. A ciała nie było… Wyrzucili z pewnością. Przegryzłam dolną wargę. Już jej nie odzyskam.
Trudno - pomyślałam - Raz się żyję. Nie mogę wszystkiego rozpamiętywać z dnia na dzień. Musze być silna od swojego serca. Nie będzie rządziło uczuciami.
Usłyszałam stukot butów? No to teraz po mnie. Połknęłam gulę, którą poczułam. Obróciłam się szybko za siebie. Stał parę kroków ode mnie. Wpatrywał się we mnie tymi węglowymi zimnymi oczami. Nie mogłam mu ulec, bo jest korsarzem? Nie ma mowy. Nie zna mnie, nikt jednak mnie nigdy nie poznał jaka tak naprawdę jestem. Zawiał wiatr, który pobawił się naszymi włosami. Odgarnęłam je delikatnie do tyłu, by go lepiej widzieć. Nic nie wyrażał.
-Myślałaś, że uda ci się uciec?
-Właśnie tak. - odpowiedziałam stanowczo.
-Tu się mylisz. Najpierw oddasz nam naszą własność.
-Waszą? - zapytałam siebie głośno. - To nie należało i nie należy do was. Jeśli tylko będę chciała mogę wam to dać. A nie zamierzam. To nie jest dla was. Dla żadnego z piratów. Może znajdziesz ten skarb, ale nie myśl, że takim jak wy pomogę. Nie zamierzam… - nie dokończyłam. Złapał za rękojeść szabli. Zrobiłam krok w tył. Nie chciałam walczyć z nim. Nie mogli poznać, że jestem wnuczką „krwawego barbosa”. On i reszta tej bandy będą tego nieświadomi.
-Oddaj to po dobroci. Użyję siły, nie będę zwlekał. Puszczę cię wolno jeśli tylko oddasz ten skrawek papieru. - mówił trzymając dalej za rękojeść. Nie powinnam się bać, byłam bita, prawie wykorzystywana. Co może jeszcze się zdarzyć? No tak, śmierć! Tylko, ze to każdego może spotkać. W młodym lub starym wieku. Nie ma to żadnej różnicy…
-Powiedziałam już. Nie oddam. - powiedziałam pewnie. -Nie po to przeżyłam te siedem lat, by teraz poddać się jak spłoszona kura przed kolejnym korsarzem. - mówiłam. Zrobiłam kolejnym krok do tyłu. Noga mi się poślizgnęła. Ale nadal stałam równo przed nim. Stałam na kałuży krwi. Pobiegłam w stronę burty. Przede mną wbiła się szpada, trzymana przez bruneta.
Jak on tak szybko? Pomyślałam zawzięcie.
Popatrzałam na niego. Widać już, ze dla niego i dla innych liczy się tylko ten skarb i ta mapa. To nie dorzeczne, jak można tak bardzo tego chcieć? To jest nic nie warte. Tylko zbije się następna fortunę. Chwycił mnie i znalazłam się na jego ramieniu.
-Puszczaj mnie! - krzyknęłam na niego zawzięcie. Szarpałam się, lecz nie mogłam się wydostać. Trzymał mocno, a nie miałam nawet sztyletu by go chociaż drasnąć, aby cierpiał. On nie będzie tak jak ja cierpiał. Przeżyłam o wiele więcej od niego.
-Miałaś już okazję. Teraz jej nie dostaniesz. Dopóki…
-Nie powiem gdzie jest mapa! - dokończyłam za niego. Teraz to będzie się w moim życiu się działo. Będę na statku korsarza. I nic mnie nie będzie mogło powstrzymać? „Karmazynowy kruk”. Taki imicz przybrał pierwszy z Uchiha. Pirat siedmiu mórz, który sieje grozę. Dzieci na jego imię płaczą, a kobiety boją się.  Każdy drży na jego widok. Niech nie myśli, że jak jestem kobietą to będę się go bała, uciekała i wykonywała każdy jego rozkaz. Nie ma takich szans…  rzucił mnie. Poczułam miękkość na plecach. Włosy opadły mi na twarz.
Energicznie popatrzałam na niego. W jego oczach nie było niczego. Były puste, tak jak wcześniej. Nic nie było dla niego ważne. To jest pewne, że jestem tylko towarem w tej chwili. Tylko wskazówką, gdzie jest mapa. A potem kulka w łeb. To właśnie oni robią. Zabijają jak chcą i porzucają ciała gdzie im się podoba.
Wywróciłam oczami. Obrócił się i odchodził.
-Życzę ci miłego wieczoru. Bo zostaniesz z nami. A to nie będzie miłe jak dla ciebie. - powiedział i zatrzasnął drzwi od kajuty zamykając na klucz. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. Tak wyraźne.. Przelatywały przez moją głowę. Zacisnęłam dłonie na jego kołdrze. Ręka przetarłam czerwony delikatny materiał, który był koloru krwistości. Patrzałam na deski podłogi.
-Nee… kapitanie to wyruszamy?
-Tak. Na północny-wschód. Może tam coś będzie ciekawego, jakaś kolejna rozrywka.
-A może zatrzymamy się na wyspie  i..
-Nie mamy co świętować. - poczułam jak fale obijały się o statek. Nie wiedziałam co mam zrobić. On mnie weźmie ze sobą i co dalej? Dopóki nie dam im tego czego żądają. Nie będzie łatwo. Wstałam i przeszłam do biurka, gdzie były mapy i na papierach pisownie kapitana? Chciał rozwiązać czy można w inny sposób dopłynąć do skarbu?! Tamta mapa została spalona. Nikt już jej nie odzyska.  A bardzo bym chciała, aby istniała bo i ja bym miała święty spokój.
Chwyciłam jeden papier do rąk. Było napisane o jaskini końca? Słyszałam o niej, ale ten skarb znajduje się nie daleko? Nie wiem. Nigdy nie spojrzałam na tą mapę. I nie mogę spotkać potwora.
Kraken to klucz do mnie. Jedyny jaki jest na tym świecie. Nic innego nie otworzy przed innymi mapy. Mapa zostanie do tego czasu w ukryciu jak tylko będzie to możliwe. Tego potwora będę musiała unikać jak ognia. Nic nie będzie mogło mi w tym przeszkodzić.
Słyszałam na mostku kroki. Zostałam sama. Nie wydostanę się stąd. Okna są dla mnie za małe… A w dodatku płyniemy szybko, dla mnie za szybko. Nie będę się tym przejmowała. To nie moja sprawa, ale gdzie oni chcą mnie zaciągnąć?. To nie będzie miało sensu. Powiedziałam już, że mapy nie tkną te brudne i zakrwawione niewinnymi ludźmi dłonie. Nie dotknie jej, mnie… och nie ważne. Nie pozwolę nikomu tego dotknąć. Sama nie chcę tego zobaczyć. Odłożyłam skrawek mapy. Podeszłam do okienka. Wpatrywałam się w ciemne fale, które uderzały o statek, a wiatr pchał go do przodu. Opadłam się lekko przyglądając się bałwanom.  Otworzyłam okienko i wyciągnęłam rękę, która została przemyta morską, zimną wodą.
Westchnęłam.
Gdyby dostać się tam, gdzie nikt by nie myślał o skarbach. Taki świat nie istnieje. Musiałabym być już naprawdę kimś wspaniałym i magicznym. Przenieść się do świata bez trosk. Cóż On mi to załatwi jak dam czego tak pragną. To będzie ich najlepsza chwila. Zamknęłam okienko i ześlizgnęłam się kulać się w sobie. Przygarnęłam nogi do siebie, by było mi cieplej. Oparłam głowę o kant ściany i przymknęłam powieki. Zasnęłam w błogim śnie nie myśląc co przyniesie mi następny dzień..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz