niedziela, 15 lipca 2012

Chapter Three


Dedykacja dla: Nessy




Statek stał na środku oceanu. Kotwica była zanurzona. Nie było żadnej fali, spokojny ocean wydawał się mówić, ze nikomu nic nie grozi. Zawsze sądziłam inaczej. Ocean, a  szczególności woda, to żywioł z którym trzeba walczyć. Ludzie nie radzą sobie z nim, zawsze jest silniejszy. Fale powalą do nieprzytomności. Siłę mają ogromną. Lecz teraz to wszystko wygląda inaczej. Wszystko jest takie spokojne. Wieje leciutki wiaterek, ale ocean nic sobie z tego nie robi. Na pokładzie nikogo nie było. A najważniejsze, ze nie na pokładzie. Stałam na mostku i wpatrywałam się w taflę. Moja sylwetka odbijała się. Wpatrywałam się w siebie ze stoickim spokojem.
Przymknęłam powieki.
Odejść stąd. Być daleko od własnych uczuć i wspomnień? To chyba był by najlepszy pomysł w tym wszystkim. Nikt by się nie dowiedział, co skrywa przez tyle lat słodka i mała Sakura. Słodka i mała? Nie już  nie jest taka. Wyrosłam z niej kończąc dwanaście lat. Racja, uważali mnie za dziecko. Ale w środku byłam zupełnie kimś innym. Może tak miało być? Może to miało przygotować mnie do następnej podróży?! Podróży swojego kolejnego życia? Abym była silna psychicznie i fizycznie, abym potrafiła iść na przód.
Otworzyłam powieki.
Patrzałam w dal. Zbliżała się mgła. Za chwilę stracę widoczność. Może wtedy wszystko się wyjaśni. Wyjaśni się życie, moje życie, które nie przynosi nadal efektów. I słowa kapitana. Jeszcze gorzej się czuję. On wybrał już drogę, a ja nie potrafię. Nie wiem co będzie lepsze dla mnie i dla innych. Jestem po prostu zagubiona w tym świecie. Czasami nawet mam odczucie, że nie pasuję tu. Że moje życie nie jest na lądzie. Nie tam! Straciłam widoczność z horyzontem. Poczułam wilgoć w powietrzu zmieszaną z chłodem. Po ciele przeszedł dreszcz. Jakbym poczuła czyjś oddech na szyi. Zdaje mi się? Odwróciłam się. Lecz nic. Nikogo nie było. Dziwne. Ale czułam mroźny oddech, który nie należał do człowieka. Na pewno nie..
Oparłam się o drewniane podparcie. Skrzyżowałam ręce na piersiach. Spojrzałam delikatnie w bok. Mi się chyba zdaje, nie? To nie może być statek. W taką pogodę by płynął. A ta legenda o statku widmo? To  plotka! Nic prawdopodobnego. Takie coś jak statek widmo nie istnieje.. Latający Holender był przeklęty razem z załogą. Kapitan nie oddał czci bóstwu z niebios? Był za bardzo pewny siebie i wszystkie rozumy pozjadał?! To była tylko głupia plotka, ale…
Do moich uszu doszedł śpiew ? Nie, no to jest już nie normalne. Ze mną się coś nie tak. Popatrzałam się dokładnie. To wygląda jak statek. Płynął obok. Słyszałam jedynie, gdy ktoś zauważy ten statek będzie na wieki przeklęty. I tak jestem już jestem znienawidzona przez swój los, więc nie wiem czy to może jeszcze coś mi zrobić. Wierze w te bajeczki o statku widmie, ale trzeba też myśleć racjonalnie. Tak jak mówią naukowcy w tym świecie to jest statek, który płynie gdzieś daleko. Lecz nie sądzę. Wygląda to raczej jak ten statek, o którym są te legendy. Nie będę się tym przejmowała. Może mnie los odtrącić jeszcze bardziej. Zapomnę chociaż o tym do czego jestem stworzona. I będę żyła chwilą.
Uniosłam głowę wpatrując się w niewidziany punkt żaglu. Poczułam jakby przeze mnie coś przechodziło? Upadłam na kolana próbując złapać jakikolwiek oddech, ale nie mogłam. Chwyciłam się za gardło. Co jest?! Takie zjawiska są paranormalne! Słyszałam głosy w swojej głowie, zdawało mi się, ze to parę, ale to był tylko jeden. „To twoje przeznaczenie. Oni cię szukają. Nie przestaną, póki cię nie dostaną. Łakną cię”. Znałam ten głos bardzo dobrze, lecz co on robi tutaj? Nie mógł od tak się pojawić. Łapałam głęboko powietrze. Chciałam, aby odszedł ode mnie w tej chwili. „Ty jesteś dla niech skarbem. Triangul jest kluczem! Krew giganta jest kluczem do zobaczenia prawdziwej ciebie!”. Głos zniknął. Wzięłam głębokie powietrze. Prawdziwa ja? Nie wiedziałam o co chodzi z tym?! Jestem jaka jestem. Właśnie, może tu chodzi o to, ze jak… Możliwe!
Krew giganta? Kraken. Ta  kałamarnica? To nie możliwe. Sama nie wiedziałam co jest kluczem, aż do teraz? Nie Triangul nie może być kluczem. Jego krew… nie zdobędę nigdy jej. Nie, ty nie masz jej zdobywać! To jest zmartwienie innych. Ta pieczęć będę miała przez całe życie. Ona nie zniknie!
Tak jak powiedziałeś mi kiedyś, to te słowa powtórzyłeś. Ukradłeś mnie rodzica po narodzeniu i dałeś mi to cholerstwo. Mam nadzieję, że jesteś zadowolony z tego wszystkiego! Wiedzieli, ze nic złego mi się nie stanie? Nie wiem. Ale oddałeś mnie. A teraz tkwię z tym. A gdybym się nie urodziła co byś zrobił? No co byś zrobił? Dziecko by urodziło się martwe, to co by się stało?! Był byś bezradny!
A czy jestem skarbem? Ty to tak nazwałeś. Nie ja… Ale wiem jedno. Nigdy nie będę dawała znaków komuś jak dać to czego tak łakną. Ukrywałam to przez siedemnaście lat, więc dalej będę ukrywać. Nie znajdą mnie. I tego co tak szukają tez nie! Nie pozwolę!
Wstałam z desek na różne nogi. Ponownie poczułam ten chłód, ale tym razem przeszedł mi po całym ciele. Jakby patrzał na mnie inaczej. Badał całe ciało, każdy kawałek. Odleciał? Poczułam ulgę wydobywającą się z mojego gardła. Każda komórka też wydawała być się rozluźniona. Zeszłam po pięciu schodkach i stanęłam na pokładzie. Przez mgłę widziałam jarzące się światło w kajucie kapitańskiej? Hm… Nie śpi? To późna już pora.
Odwróciłam się z zamiarem pójścia do kuchni.
Usłyszałam piszczenie drzwi? Wzruszyłam ramionami bezwładnie. Nie wiedziałam skąd dochodzi. Może kapitan wyszedł? Zauważyłabym. Czasami coś mogło się otworzyć. Na mnie ktoś wpadł. Krzyknęłam cicho. Podskoczyłam i obróciłam się szybko. Był to czerwono włosy mężczyzna. On tez się najwyraźniej przestraszył.
Środek nocy, a on spotyka mnie na środku pokładu. To było trochę nie swojo. Odszedł. Nic nie powiedział. Po co tu przyszedł? Ta noc jest jakaś dziwna. On powinien chociaż przeprosić, ale nic. Dźwięk ustał. Słychać tylko było lekkie podmuchy wiatru. Włosy harmonizowały z wiatrem muskając delikatnie policzki i łagodząc.
Przymknęła powieki.
Teraz miała dosyć wszystkiego. Wiedziałam co jest kluczem do sekretu. A znam dobrze kod zabezpieczający do samej siebie? Wszystko jest dziwnie nieznajome.  Teraz to widzę. Jestem tylko rzeczą, a potem? Jestem materią, którą wykorzystają i koniec. Zabiją?! Tak będzie. Będę im tylko potrzebna do tego by dotarli do celu. Tylko po to. A następnie jeden z nich powie „Nie jesteś nam już potrzebna. Żegnaj”. I strzał między oczy? O czym ja myślę. Nie wpadnę w nikogo brudne łapy. Nie ma mowy. Nie pozwolę na to, aby tak było.
Otworzyłam powieki.
Nikogo nie było prze mną. Ale ten chłód mnie niepokoił. Jakiś taki dziwny. Znowu się pojawił? Dziwne. Myślałam, ze zniknął na dobre. Rozglądałam się, ale niczego wokół nie mogłam dostrzec. Westchnęłam ciężko. Jakoś nie było mi miło czuć ten chłód ponownie na sobie.
-Sakura - usłyszałam zimny i stoicki głos. Na ramieniu poczułam zimną dłoń. To zimno minęło i pojawił się on. Dziwne. Jeszcze gorzej się z tym czuję, że właśnie on się tu pokazał. On i Deidara maja takie zimne ciała - dłonie. A to fizycznie nie możliwe. Musi z nimi być coś nie tak. - Co ty tu robisz? - zapytał. Trzymał nadal swoją dłoń na ramieniu. Patrzałam w jego czarne oczy. Teraz wyglądały jakoś inaczej. Jeszcze głębsza czerń?! Tak wyglądały, ale jak pięknie. W głębi może nic nie widziałam, ale takie oczy to rzadkość.
-Stało się coś? - pytałam.
-Powinnaś spać. - powiedział. Dziwnie to mówił, jakby się powstrzymywał od czegoś, ale czego? Czasami wydaje mi się, ze to nie jest ich prawdziwe oblicze. A może jest?! Sama nie wiem.
-Przepraszam, ale przyzwyczaiłam się, że po nocach nie śpię. - odpowiedziałam, co nie było zgodne z prawdą. Spałam ile mogłam, bo od rana do wieczora podróżowaliśmy bez wody i jedzenia. Na wieczór nam dawano. Nie przejmowali się czy umrzemy, byliśmy najemnikami do okupu.
-Chodź. Powinnaś się wyspać.
-Wyspać? - zapytałam. - Niby przed czym?
-Przed kolejną swoją podróżą. W mojej kajucie będziesz spać. I tak coś robię, więc nie będziesz mi przeszkadzać. - mówił i puścił mnie. Szedł do miejsca gdzie iskrzyło się światło. Dziwnie to wyglądało. Miałam spać w jego kajucie, a on tuz obok. To trochę będzie peszące. Nie spałam przy mężczyźnie. A on jest dosyć dorosły. Weszliśmy do kajuty, a ja zamknęłam drzwi. Jego łóżko było duże, przegryzłam wargę.
-Mam do ciebie pytanie, kapitanie. - powiedziałam. On usiadł za biurkiem i wpatrywał się we mnie. Chyba obliczał coś na mapach. Zrobiłam krok. Usłyszałam brzdęk butelek. Popatrzałam się na ziemię. Wszędzie były puste butelki od rumu? Wcześniej ich nie było. Dziwne. Tyle by sam wypił?!
-Nie przejmuj się. Jak o czymś myślę, to często piję z dziesięć butelek rumu popalając cygarem. Więc? - zapytał. - Co chciałaś mnie zapytać? - popatrzałam na niego. Stałam przed nim. Byłam ciekawa czy w to wieży. Miałam nadzieję, że powie na odwrót, ale mogłam się mylić.
-Gdybyś był piratem. - zasugerowałam. - Słyszałam to od jednego przybysza kiedyś, ale nie wiem czy to prawda. To legenda wywodzi się od piratów.
-Mów. - poganiał mnie. Nie lubiłam tego, ale cóż. Muszę się w końcu do tego przyzwyczaić. Wpatrywałam się w niego.
-Wieży kapitan w legendę o Statku Widmie? - zapytałam pewna. Spojrzał na mnie i uniósł jedną brew do góry. Nie odrywał ode mnie swojego czarnego wzroku. Widać było, że rozumiał co mam na myśli, ale nie wiedział jak mi to powiedzieć.
-Mówisz o Latającym Holendrze?
-Tak. - przytaknęłam. Oparł się łokciami o blat biurka i odłożył cyrkiel i ołówek. Musiał czegoś bardzo ważnego szukać. Wpatrywał się we mnie. Jakby przenikał przeze mnie tym swoim wzrokiem. Patrzałam na niego nie odwracając wzroku.
-A czemu to cię tak interesuje? - zapytał.
-Z ciekawości.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Wiesz o tym. Wierzę w to. On istnieje, ale wielcy filozofowie mówią, że to statki w oddali. To nie prawda. Gdyby każdy się dokładnie przyjrzał zauważył by ten statek. A dokładniej jego marne części dryfujące po morzu. Ma nawiedzać żeglarzy i przynosić im przekleństwo - mówił. Słuchałam go. Skąd on tyle o tym wie? Ale warto tego posłuchać. Można wyciągnąć z tego dobre wnioski. - A czasami śmierć. Słyszałem już o takich przepadkach. A dlaczego o to pytasz? Chyba nie tylko z ciekawości. Widziałaś ten statek?
-Nie. - pokręciłam głową. Więc dobrze widziałam. Ten statek to był on. A myślałam, że on nie istniej. Legenda ma zawsze w sobie połowę plotek i połowę prawdy. Nic nigdy nie jest wymyślone. Połowa często jest prawdą nie zmyślona przez ludzi. Lecz ta najwyraźniej jest nie bywa fikcją.
-Jeszcze coś? - zapytał wpatrując się w moja sylwetkę. Było jeszcze coś? No tak, śpiew. Ale wtedy uzna, że widziałam go i mogę być przeklęta w inny sposób? Jeszcze gorzej?!  Pogubiłam się w tym wszystkim.
-Nie, chyba już nic. - powiedziałam. A było jeszcze jedno pytanie dotyczące śpiewu. To, które doszczętnie mnie nurtowało. A może przesłyszałam się? Zrobił to tylko wiatr, a w oddali naprawdę płynął jakiś statek. Wszystko na morzu zawsze jest zagadką. A piraci? Właśnie to najgorsze. Pośród nich grasują różne historie. Historie dotyczące duchów morskich, syren. I innych niestworzonych rzeczy. One nie powstały z byle jakiego powodu. Musiał być pierwszy świadek, który przekazywał wszystko słownie.
Kapitan wstał i przeszedł koło mnie. Popatrzałam na niego. Sięgnął po coś do szafy. Rzucił w moją stronę. Była to czarna koszulka, a z tyłu napis, którego tak nie znosiłam. Nic nie powiedziałam. To i tak tylko koszulka. Popatrzałam na niego. Wstał.
-Zaraz wrócę, a ty lepiej bądź już przebrana. Zazwyczaj nie wychodzę z kajuty, ale muszę po coś iść… - powiedział i ruszył. Wyszedł. Zostałam sama w kajucie kapitańskiej. Zdjęłam z siebie sukienkę i nałożyłam czarną bluzkę, która sięgała mi do połowy ud. Pod nią można było zauważyć kształtne piersi. Położyłam sukienkę na krześle i usiadłam na łóżku. Założyłam nogę na nogę. Nie widziałam jeszcze tak dużego łóżko, było też pozłacane. Musiał być z bardzo bogatego państwa, ale nie powinno to mnie obchodzić. Do pomieszczenia wpadł zimny wiatr. Poczułam, ze ruszyliśmy? Nie możliwe. Nie mogliśmy ruszyć jeszcze. Nawet nie świta. Uniosłam głowę. Kapitan z kimś zamieniał słowa w drzwiach. Zamknął. Popatrzał na mnie. - Możesz się przecież położyć. Mówiłem ci, ze na razie nie będę spał.
-Ale…
Spojrzał na mnie zimno.
-Dobrze. - podszedł do biurka i usiadł. Położyłam się zakrywając delikatnie jego kołdrą. Czułam woń mężczyzny? Ładna. Nie mogę powiedzieć, że zła. Byłam odwrócona do niego plecami. Nie chciałam na niego patrzeć. Wydawało mi się jakby na mnie patrzał, ale  tylko odgaduje.  Nie widzę jego twarzy…
-Tylko, ze na godzinkę położę się później. To tym się nie przejmuj. - mówił.
-Obudzisz mnie wtedy. - powiedziałam. Nie chciałam spać blisko niego. Bałam się po prostu tego i owego. Jakąś odrazę miałam co do niektórych mężczyzn. Traktowali kobiety jak zabawki, ale wiedzieli, ze to nie jest przetarg. Statek się kołysał.
-Po co? - zapytał. - Nic ci nie zrobię. Tylko chwilę się prześpię na drugiej stronie. Nie będziesz mi przeszkadzała. - powiedział. Westchnęłam cicho. Nie chciałam, aby nawet był obok mnie. Mogłam z nim rozmawiać, ale nie spać blisko niego. Nie chce czuć jego rąk, oddechu, zimna? Tak, ja tego nie chcę. Nie odpowiedziałam mu. Próbowałam zasnąć, ale nie mogłam. Przewracałam się z boku na bok dosyć długo. Po niecałej chwili zmorzył mnie sen.
To nie było racjonalne. Te wszystkie sny doprowadzają mnie do szaleństwa. Nie wiedziałam ile spałam, ale szybko otworzyłam oczy. Na czole czułam małe krople potu, które ciekły. Wszystkie sny wywołane przez podświadomość? Nie to było przez to przekleństwo, to wywoływało te przygody, który kończyły się tragicznie. Lecz coś dawało mi małe ukojenie. Na brzuchu czułam rękę?! Musiał przez sen położyć na mnie. Czasami się zdarza. Nie zaprzeczę. Nic nie robiłam, tylko czekałam, aż się obudzi. Spojrzałam na drzwi od kajuty. Promienie słoneczne dostawały się do środka. Czyli już świata? Szybko. Poczułam jak ręka ześlizguje się. Przymknęłam powieki, aby myślał, że śpię. Teraz byłam sama?! Nie wiedziałam czy wyszedł, ale po niecałej chwili usłyszałam zamykanie drzwi. Otworzyłam powieki. Uniosłam się na łokciach. Dotknęłam delikatnie brzucha, gdzie spoczywała jego ręka. Wstałam z łóżka i szybko umyłam się przebierając.  Poprawiłam łóżko, aby wyglądało solidnie.
Stąpałam poprawiając sobie roztrzepane włosy. Związałam w koński ogon. Wyszłam z kajuty kapitańskiej. Zawiał delikatny wiatr, który pobawił się kaskada włosów. Grzywka opadała na lewe oko. Wszyscy coś robili. Chciałabym im pomóc, ale nie znam się za bardzo na statkach. Zamknęłam drzwi. Byłam głodna, musiałam coś znieść. W końcu nie jadłam wczoraj nic. Cały dzień. Dwa dni temu tylko słuchy chleb z odrobiną ciepłej wody. To wszystko. Byłam chuda, za dużo zazwyczaj nie jem. Żołądek skurczył się przez te lata. A byłam pulchna, muszę przyznać.
-Sakura - usłyszałam donośny baryton. Obróciłam się swobodnie całą sylwetką do tyłu. Na mostku stał kapitan opierając się od belki, aby się nie wypadło. Przechylił lekko głowę w bok i patrzał na mnie. Palcem pokazał abym przyszła do niego. Hm… Ciekawe o co chodzi? Zrobiłam coś. Minęłam paru mężczyzn, który spojrzeli na mnie. Ominęłam ich wchodząc schodami na mostek. Stanęłam bliżej kapitana. Wpatrywał się we mnie czarnymi oczami, znowu były inne niż z wczorajszej nocy. - Załoga była u mnie i poprosiła mnie o coś. - uniosłam jedną brew do góry. Nie wiedziałam o co mu chodzi. O co oni mogli prosić.
-A czy to ma coś ze mną wspólnego?
-Tak. - wyjąkał. - Prosili mnie, abyś ty zrobiła im śniadanie. - patrzałam na niego.
-Nie mogłeś krzyknąć. To by wyszło szybciej. I już bym miała zrobione. - powiedziałam. Patrzał na mnie. Odszedł. Tak teraz to zostawia. Zrobić śniadanie ostatni raz. Z pewnością dopłyniemy za niecały czas do wyspy. Wkroczyłam delikatnym krokiem na pokład. Spojrzałam w bok, gdzie w oddali można było zauważyć zarysy wyspy. Tam właśnie mnie wysadzi. Będę mogła odejść i się już nie spotkamy nigdy!
Westchnęłam wchodząc pod pokład. Nie widziałam dosyć długo Jego papugi?! Ciekawe gdzie ona jest? Może poleciała w stronę wyspy, aby zobaczyć co się dzieje. Tam gdzie mieszkam na pewno wszystko przez te lata się zmieniło. Krzątałam się po kuchni, gdzie przygotowywałam dla nich jedzenie. Ten ostatni. Więcej nie będę musiała robić. Przegryzałam od czasu do czasu coś co wpadło w rękę.  Do pomieszczenia ktoś wpadł. Był to siwo włosy. Obróciłam się z serem w ustach i szybko wzięłam go do buzi. Patrzałam na niego. Krzyknął coś do innych, a pomieszczenie zapełniło się nimi. Lecz nie widziałam kapitana. Powinnam chociaż coś dla niego zostawić. Stałam i patrzałam na nich. Jedli z apetytem. Po skończonym posiłku wyszli. Nic nie było na stole. Zaczęłam zmywać. Chciałabym być już u siebie. Tam pływać i robić co tylko zechcę.
-Widzę, że dla mnie nic nie zostało - usłyszałam spokojny baryton. Obejrzałam się i dostrzegłam bruneta, który patrzał się na stół. Wzięłam talerz i postawiłam na środku wraz z szklanką gorącej herbaty z odrobina rumu. Popatrzał na mnie. Wzruszyłam ramionami. Pozmywałam resztę naczyń  i wytarłam dłonie. Odwróciłam się. Stał tuż za mną trzymając talerz, a na nim szklankę. - Dziękuję. - wzięłam i pozmywałam szybko. Czułam jego zimny oddech na karku, który przeszywał moje ciało. Odszedł? Obróciłam się. Stanął w progu i na chwilę się obrócił. - Powiem to między nami. Byłabyś znakomita żoną. A teraz chodź. Już powinniśmy być na miejscu. - zniknął w zasięgu mojego wzroku. Już niedługo będziemy na miejscu? To jest cud, że dotrwałam na statku. Nie uderzył mnie ani razu, a to tez graniczy z cudem. Ruszyłam do wyjścia. Kroczyłam o wiele szybciej niż zawsze. Chciałam się wydostać stąd. Wyszłam na pokład. Ziemne powietrze dmuchnęło szarpiąc włosy na wszystkie strony.  Przycumowaliśmy do portu. Dwóch mężczyzn położyło deskę po, której się wchodziło. Maszty były związane.
-Już niedługo - wyszeptałam do siebie. Kapitan na mnie spojrzał. Na pewno nie usłyszał co mówię, tylko patrzał na mnie. Na pewno chciał, abym podeszła do niego. Zszedł z statku. Została tylko moja kolej. Kroczyłam z gracją przed siebie. Nie wiem ile minęło. Stanęłam przy desce.
-Sakura? - usłyszałam za sobą głos. Obróciłam się. Był to blondyn, który wpatrywał się we mnie tymi lazurowymi oczętami. Wpatrywałam się w niego uważnie, mając nadzieję, ze cos dalej powie. Ale za miast tego to mnie przytulił. Byłam trochę zdezorientowana. Nie wiedziałam o co chodzi. - Dzięki za pyszny obiad jak i śniadanie. Szerokiej drogi ci życzę.
-Dzię.. Dzieki - wyjąkałam.  Puścił mnie i odszedł. To było trochę dziwne zachowanie. Nie myślałam, że takie coś może z nieznajomym być. Różne są niespodzianki w życiu. Może za parę lat, kto wie, się spotkamy.
 Przy brunecie stała jakaś kobieta z czarnymi włosami. Rozmawiała. Powiedział coś, a on pokazał na mnie. Spojrzała na mnie wściekle. Odwróciła się napięcie odrzucając kaskadę włosów do tyłu. Teraz to byłam jeszcze bardziej zagubiona, od wcześniejszego wydarzenia. Zeszłam i stanęłam koło bruneta. Patrzał na mnie.
-Stało się coś? - zapytałam wpatrując się w oddalająca kobietę.
-Nic.
-To czemu ona patrzała się na mnie?
-Sugerowała mi wspólna zabawę. - dałam mu sójkę w bok. On nie ma chyba na myśli tego o czym ja myślę? Jakaś kobieta przychodzi i proponuje mu to?! Bez jaj. - Ale powiedziałam, ze nie mam na to czasu. Mam na głowie żonę, która jest brzemienna. - popatrzałam na niego.
-Ty masz żonę? - zapytałam zdziwiona.
-Nie. Ciebie wziąłem za żonę, aby już do mnie nie podchodziła więcej razy. - mówił. Mnie za zonę i jeszcze w ciąży? Dzięki. Tylko, ze z tobą się nie kochałam. Popatrzałam na niego, ale nic nie powiedziałam. Kupił mnie, to tak prawie jakbym  została jego żoną. - Przechodząc do sprawy. Tutaj cię zostawię. - mówił. Chwycił moja dłoń i wręczył sakiewkę złota? Co on wyprawia!
-Co ty robisz? - zapytałam z niedowierzaniem. Dał mi sakiewkę pełną złota, którą nawet nie zarobiłam. Po co on mi to daje. To nie jest możliwe, abym trzymała to w ręku.
-Musisz jakoś wrócić do siebie.
-Ale…
-Żadne „ale”. Weź to bez gadania. Odwdzięczysz mi się w przyszłości.
-Niby jak? Nawet nie wiesz gdzie mieszkam.
-Znajdę cię - zapewniał mnie - O to nie musisz się martwić. Jak chcę to znajduję to co chcę. Szerokiej drogi i uważaj na piratów. - mówił i ruszył na statek. - Do zobaczenia. - usłyszałam ostatnie dwa słowa z jego gardła. Zapamiętam sobie ta twarz i będę wiedziała, że to właśnie on mnie uwolnił. Odpływali.
-Dziękuję. - odwróciłam się i odchodziłam do wyznaczonego sobie celu.


~*~
Na tym rozdziale dostałam wenę, dzięki pewnej osobie.
Bardzo jej za to dziękuję  ; *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz